Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

BLOG: Współczesna apokalipsa autorstwa mistrzów industrialnego chaosu

Arkadiusz Kosiński
fot. materiały prasowe
W wielu recenzjach zespołów sceny metalowej, często przewijają się porównania do walca drogowego, ale dopiero przy muzyce Greymachine te określenie zaczyna nabierać sensu. Cała reszta to co najwyżej panowie od łatania dziur w asfalcie.

Wyobraźcie sobie ważący kilka ton walec drogowy z napisem "Greymachine" na bocznych drzwiach , który jedzie najpierw w przód, a potem w tył, żeby się upewnić czy jeszcze dychamy. Za kierownicą siedzi Justin Broadrick, znany z kultowego Godflesh, który po chwili zeskakuje z siedzenia mieszczącego się gdzieś na wysokości pierwszego piętra i patrzy na nasze zmiażdżone ciało. Po chwili z łopatą podbiega Aaron Turner, (Isis) zeskrobuje to co z nas zostało i wrzuca z pełnym rozmachem do pobliskiego rowu. By całe przedstawienie uroczyście zakończyć, Dave Cochrane (GOD, Ice) oraz Diarmuid Dalton (Jesu, Godflesh) z ironicznym uśmiechem nachylają się nad rowem i spluwają na resztki naszego ciała i odchodząc przybijają sobie piątkę.

"Disconnected", debiutancka płyta projektu, to jedna, wielka, monumentalna ściana harmonicznego hałasu, tworzonego w przemyślany sposób. To współczesna apokalipsa. Pokaz slajdów, w którym główną rolę odgrywają sceny walących się w tumanach kurzu i pyłu budynków, grzyby atomowe, które swoją ogromną siła rażenia niszczą wszystko w ciągu dziesiątek kilometrów, wojenne krajobrazy, gdzie krew, rozpacz i przerażenie są na porządku dziennym. Truchła walają się po opustoszałych i pełnych gruzu dzielnicach, a nad wszystkim unosi się zapach śmierci i rozkładu.

Noise jest muzyką nieznośną, ale w Greymachine przybrał nieco bardziej przystępne kształty. Dużą rolę odegrał ludzki czynnik w postaci żywego perkusisty nadającego rytm całej maszynie zniszczenia. Ale pojawiają się również cyfrowe beaty.

Czuć tu ducha Godflesh, który został umiejętnie schowany partiach brudnego, piekielnie nisko nastrojonego motorycznego basu. Ryki Turnera dobiegają jak z fabrycznej przestrzeni, w której pracujące tłoki wprowadzają w trans, a wirujący w powietrzu zapach rdzy powoduje drapanie w gardle. Kapitalna deformacja muzycznych, ogólnie przyjętych zasad i riffy z innego wymiaru. Nie ma tu nawet grama wolnej przestrzeni, którą można, by jakoś zagospodarować. Całość to świdrujący, gitarowy zgiełk atakujący ze wszystkich stron. I to jest właśnie w tym najpiękniejsze.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na prabuty.naszemiasto.pl Nasze Miasto