Pan Dubieniecki podrzucił wyśmienitego „czerwonego śledzia” wszelakim mediom. Wcielając się w rolę samozwańczego detektywa, który za wszelką cenę chce rozwikłać zagadkę śmierci swojego teścia, przykrył zasłoną dymną niedawną aferę z siecią banków SKOK, w którą był zamieszany, a o której dziś już nikt nie mówi.
Wobec powyższego należy zadać sobie podstawowe pytanie: komu na rękę byłby ten zamach? Sondaże były miażdżące jeśli chodzi o potencjalną reelekcję prezydenta Lecha Kaczyńskiego. I dziwić się później, że rozjuszony tłum pod pałacem prezydenckim gotów jest oddać życie za legendę i bohaterstwo, które wyrosły na fundamencie ślepego uwielbienia i znikomych zasług wyolbrzymionych do granic absurdu. A wszystko to okraszone nutką pikanterii w postaci rzekomego zamachu. Z korzyścią dla wszystkich, byłoby gdyby lokalna, wschodząca gwiazda sceny politycznej nie nakręcała machiny teorii spiskowych, których od czasu katastrofy prezydenckiego samolotu zdążyło się już namnożyć dziesiątki. Kto wie, może gdyby Marcin Dubieniecki szybciej przedstawił opinii publicznej swoją spiskową teorię, to nie wykluczone, że gdyby starczyło pieniędzy podatników, Antonii Macierewicz kupiłby trzeci bilet do Stanów Zjednoczonych i niczym Agustin Egurrola w „You Can Dance” wręczył go Dubienieckiemu.
Teorie spiskowe świetnie znane były już w starożytności czy w średniowieczu. Całe szczęście nie było jeszcze wtedy mediów i nie było możliwości błaźnić się za ich pośrednictwem. Wszystkie mniej lub bardziej prawdopodobne podejrzenia, załatwiane były w siedzibie króla w zaufanym towarzystwie namiestnika i doradców. Dziś w siedzibie władcy niektórzy już tylko nocują.
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?